piątek, 30 października 2009

koniec sezonu


Powinien nastąpić miesiąc wcześniej, teraz jestem już pewien, choć to przeświadczenie narastało we mnie z każdym następnym, deszczowym, październikowym dniem.

niedziela, 4 października 2009

lotniki



Brr, zimno, to pierwsza myśl po opuszczeniu cieplutkiego golfa, a słońce tak oszukańczo świeciło, nic to, pakujemy menele i dawaj spod remizy w będkowicach, szutrową ulicą rynek, byle na dół na samo dno doliny.

Potem jeszcze slalom pomiędzy rowerzystami, dziećmi i matkami, trochę pod górkę i królestwo wyślizgu wita nas świszczącym wiatrem i kursem skałkowym. Na szczęście pół godziny zefirku zagłuszającego podstawowe komendy wystarcza, i nagle jesteśmy sami i już atakujemy. Padają:  'Wyjście Awaryjne' i 'Skrajnie Prawe Lotniki', nadzwyczaj łatwo.

sobota, 3 października 2009

boskie buenos mi się śni



Nareszcie, mamutowa okazała łaskawość i mogłem zrobić życiówkę, w sumie droga pochłonęła około dwudziestu prób i pięć wyjazdów, w samym zeszłym tygodniu dwa, dzisiaj jechałem bez wiary i bez partnera, bez motywacji wreszcie, wracam szczęśliwy. Do ostatniej chwili nie spodziewałem się zwycięstwa, pierwsza dzisiejsza próba zakończyła się żałośnie, druga niewiele lepiej. Byłem skrępowany proszeniem przypadkowych osób o asekurację. Koło 16 słonko zaczęło zanikać, ludzie pakować liny do plecaków. Musiałem poczuć siłę i czas, poszedłem i dałem radę.